8 listopada przyszły na świat kolejne Smartnesiątka. Powiła je Princess. Obecnie rodzinka jest powiększona o 10 maluszków 5 dziewczynek i 5 chłopców.
Bieżące info, zdjęcia na mojej stronie
www.smartness.com.plTym razem, choć to trzecia i ostatnia ciąża Princessy, choć nikt nie spodziewał się niczego złego ono nadeszło. Hodowla ma nie tylko słodki smak, tu nie tylko sama radość ot, maluszki na świat przychodzą. Tym razem goryczy było sporo, choć na szczęście wszystko się udało opanować i jak na razie idzie ku dobremu.
Kiedy analizowałam (jak zwykle) symptomy jakie dają moje dziewczynki przed porodem, kolejny raz sprawdzałam daty, obliczałam datę porodu, musiało być to 7 listopada, więc kiedy po spadku temperatury i kolejnym jej wzroście nastąpił kolejny podobny spadek zamiast pojawić się szczenię, alarm mi w sercu zadzwonił.
Telefon - niestety doktor no.1 nie jest w tej chwili dostępny, mówi że jeszcze poczekać, że wieczorem jak co będziemy działać. Dla mnie to nie do przyjęcia. To musi być już, teraz. Więc telefon do drugiego lekarza, równie zaufanego i dobrego. Krótka rozmowa, podaje dane - "Pani Małgosiu, nie będę krył że być może konieczna będzie cesarka, pakować się i przyjechać, o 15 w lecznicy."
USG, widzimy szczeniaka w poprzek ułożonego, ale go nie obrócimy, za daleko, i jakoś nie do końca jest tam dostęp… zastanowienie. Decyzja - tniemy. Osłuchanie serca, bije nie miarowo, bardzo zmęczone, śluzówki czerwone. Dostaje ostrożną dawkę środków. Otwieramy… macica skręcona w kilku miejscach jakby kto chciał sznur kiełbasek robić z maluchów w macicy! skręcona i na początku, stąd i maluch ułożony w poprzek nie mógłby być wyjęty ;-( Na szczęście poza wybroczynami krwi nie ma martwicy. Gdzieś pękła już kreska, błona utrzymująca macicę.
Doktorzy uwalniają maluchy, my z Anetką cucimy kolejno wyjmowane maluchy. Dwa były już słabe, lekko sine, ale udało się, złapały oddech.
Princess jest zaszywana, powoli środki przestają działać. lekarz szyje ostrożnie, wprawnie, już kończy. Ma chwilę odpoczynku by się obudzić do końca, maluszki kwilą, chwila radości…. i tragedia!!! Patrzę na Princess a ta jakby zamiera, robi się zimna, oczy zapadłe, oddech zanika!!!
Wołam lekarza, jest natychmiast, słuchanie serca, zamiera!!! podłączenie kroplówki, decyzja - potrzebna krew. Anetka jedzie po jakiekolwiek 2 moje psy, po 40 minutach Toffifee już jest przygotowywana do oddania, kolejne minuty, i Princess dostaje krew. Idzie wolno, ale udało się.
Jest słaba, nadal serce chwilami zamiera, ale jest, oddycha… kolejna kroplówka z elektrolitami. Jest lepsza, podnosi glowę, oczy sa napowrót duże, okrągłe, choć … po chwilce "odpływają". Jeszcze pół godziny może więcej w lecznicy, ok, jest gotowa. Możemy jechać. Lekarz w pogotowiu telefonicznym.
Tak, wszystko się udało, ale nadal nie śpię normalnie po nocach, nadal czuwam, nie wychodzę z domu nie włączam niczego co zagłuszy odgłosy kojca. Wierzę, że będzie już dobrze. Princess to bardzo mądra suczka i widać jak zachowawczo się porusza.
Czyja to wina? dlaczego? z jakiego powodu? co się wydarzyło takiego żeby się tak skręcić macica mogła? NIC!!!! ano nic! głupi przypadek! to się po prostu zdarza…. jedyne co nas uratowało to moja świadomość, wiedza i wyczucie i oczywiście szybka naprawdę fachowa pomoc lekarska.
Hodowla ma słodki i … gorzki smak…
Na dziś mamy więcej słodyczy, i mam nadzieję cała gorycz za mną :-)